Luksusowe życie europejskich polityków

Od czerwca eurodeputowani będą latać klasą biznesową. To niejedyny luksus, na jaki pozwalają sobie w czasach kryzysu. Wycieczki na egzotyczne wyspy, safari w Afryce, luksusowe kluby fitness – politycy lubią sobie dogadzać na koszt podatników

Aktualizacja: 12.04.2009 16:11 Publikacja: 12.04.2009 01:04

Luksusowe życie europejskich polityków

Foto: www.europal.europa.eu

Kryzys zmusił Europejczyków do zaciśnięcia pasa. Bankrutują firmy, rośnie bezrobocie. Doszło do tego, że prezesi zaczęli latać klasą ekonomiczną. Tymczasem Parlament Europejski uchwalił nowe przepisy, które pozwolą wszystkim 736 unijnym posłom podróżować klasą biznesową zarówno na liniach europejskich, jak i transatlantyckich.

– To skandal, że pozwalają sobie na taki luksus w czasach kryzysu. Za to wszystko płaci europejski podatnik. Gdzie podziała się skromność? – pyta w rozmowie z „Rz” przewodniczący niemieckiego stowarzyszenia podatników Karl Heinz Däke. Jego zdaniem to zły sygnał w chwili, gdy wielu obywateli nie stać nawet na bilet na pociąg. – W czerwcu odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Przez takie rzeczy ludzie nie pójdą głosować. Większość obywateli Unii i tak ma już wrażenie, że stanowisko europosła służy wyłącznie do tego, by się jak najwięcej nachapać – uważa Däke.

Dotychczas europosłowie mogli korzystać z klasy biznesowej wyłącznie na lotach poza UE. W Europie otrzymywali zwrot kosztów w wysokości ceny biletu klasy ekonomicznej.

Według PE nowa regulacja była konieczna, by ujednolicić system zwrotu kosztów podróży. – Chodziło nam o większą przejrzystość. Wcześniej zwracano za przelot w klasie ekonomicznej, nawet jeśli poseł latał tanimi liniami. Teraz będziemy zwracać rzeczywisty koszt biletu. Do poziomu klasy biznesowej – tłumaczy niemiecki europoseł chadecji Ingo Friedrich. Zapomina dodać, że pozwoli to europosłom zebrać więcej punktów w systemie „miles and more”. Będą mogli je wykorzystać do prywatnych podróży.

[srodtytul]Drinki na Barbados[/srodtytul]

To niejedyny sposób, w jaki unijni politycy umilają sobie życie. By skłonić europosłów do udziału w rozmaitych konferencjach tematycznych, Parlament Europejski organizuje je w egzotycznych krajach. Plaża, napoje ze słomką, dziewczyny w bikini – to sceneria ostatniej konferencji PE poświęconej walce z nędzą w Afryce. W listopadzie ubiegłego roku 80 europosłów wraz z małżonkami i 30 tłumaczami udało się na Barbados, by dyskutować o problemach gospodarczych i epidemii AIDS w krajach Afryki. 19 godzin wykładów i dyskusji zostało rozłożonych na siedem dni, by mieli czas nacieszyć się słońcem i morzem, nie mówiąc o innych atrakcjach.

Gwoździem programu była wizyta w lokalnej fabryce rumu połączona z degustacją oraz rejs żaglowcem w towarzystwie pięknych pań w ludowych strojach. Koszt konferencji: prawie pół miliona euro. Unijni politycy nocowali w najbardziej ekskluzywnym hotelu, w którym najtańszy pokój kosztuje 250 euro za noc. Jakby tego było mało, każdy uczestnik konferencji otrzymywał diety w wysokości 137 euro dziennie. W sumie ponad tysiąc euro za wyjazd, podczas którego większość wylegiwała się na plaży w kąpielówkach.

– Ta konferencja to poważna sprawa. Wybraliśmy Barbados, bo mają tu odpowiednie centrum kongresowe – tłumaczy niemiecki europoseł Michael Gahler.

O tym, że lepiej pracuje się na egzotycznej wyspie, świadczy to, że w 2007 roku identyczna konferencja zainteresowała zaledwie 52 europosłów. Dlaczego? Bo odbyła się w Hadze, a jedyną atrakcją była wizyta na miejscowym targu rybnym. Kolejna odbędzie się w czerwcu w niemieckim Wiesbaden. Ciekawe, ilu europosłów zechce w niej uczestniczyć? – Na pewno mniej niż w Hadze – twierdzi austriacki europoseł Hans-Peter Martin. Polityk sfilmował kolegów podczas wyprawy na Barbados i przekazał materiał niemieckiej telewizji RTL. Były prawnik od lat walczy z – jego zdaniem – „rażącą korupcją” w europarlamencie.

[srodtytul]Jak klub wakacyjny[/srodtytul]

W 2004 roku Hans-Peter Martin pierwszy raz zarzucił kolegom korupcję i bezprawne wzbogacanie się dzięki przedstawianiu fałszywych rachunków za podróże i restauracje oraz braniu pieniędzy za udział w posiedzeniach PE, w których nie uczestniczyli. Twierdził, że odnotował ponad 7000 takich przypadków tylko w 2004 roku. Rok później opublikował listę z 57 nazwiskami „oszustów”. Wybuchła afera, także dlatego, że Martin śledził kolegów z kamerą i zaglądał do ich mieszkań.

Austriacki europoseł domaga się ujednolicenia pensji oraz zniesienia przywilejów, zwrotu kosztów za delegacje, obiady służbowe i bilety lotnicze. Żąda kontroli, które zmuszą europosłów do udziału w pracach PE.

Martin twierdzi, że od początku roku PE zorganizował kilkanaście wyjazdów za granicę, m.in. do Australii i Nowej Zelandii, w celu zapoznania się z lokalnymi obyczajami. – Czy może mi ktoś wytłumaczyć, po co kilkunastu europosłów jedzie do Canberry dyskutować o sytuacji gospodarczej Europy? Nie ma gdzie o tym rozmawiać? – pytał Martin w lutym podczas sesji plenarnej PE. – Unia stała się klubem wakacyjnym – skarżył się w niemieckiej telewizji. Jego zdaniem na tym właśnie polega praca wielu europosłów.

[srodtytul]Niemieccy ekolodzy na safari[/srodtytul]

Nie tylko unijni politycy korzystają z możliwości, które otwierają się przed nimi wraz z objęciem stanowiska. W dniach 16 – 25 lutego Komisja Ochrony Środowiska niemieckiego Bundestagu gościła w Afryce. Według niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” to, co pozornie wyglądało na służbowy wyjazd na konferencję ONZ, było w rzeczywistości luksusowym safari na koszt podatników. 30 posłów zwiedziło parki narodowe w Tanzanii i w Kenii. Zmęczeni sześciogodzinną dyskusją z ministrem ochrony środowiska Kenii resztę czasu spędzili nad jeziorem Wiktoria w wioskach Masajów i miejscowych klubach nocnych. Co ta wyprawa miała wspólnego z niemiecką polityką ochrony środowiska? – posłowie nie chcą powiedzieć. „Zadaniem niemieckich podatników nie jest umożliwianie politykom wyjazdów do Afryki na konferencje poświęcone uprawie bananów lub produkcji wielbłądziego mleka. Żądamy wyjaśnień, na co i w jakim celu zostały wydane nasze pieniądze” – napisał przewodniczący związku podatników w liście do przewodniczącej Komisji Ochrony Środowiska Bundestagu Petry Bierwirth. Do dziś nie otrzymał odpowiedzi.

[srodtytul]Jeżdżą też Brytyjczycy[/srodtytul]

Także w Wielkiej Brytanii wybuchło ostatnio kilka skandali związanych z rozrzutnością polityków. Według dziennika „The Telegraph” brytyjscy posłowie wydali w ubiegłym roku ponad 1,4 mln funtów na „wyjazdy informacyjne” do Kalifornii, na Bali, Kajmany i Bermudy. Celem wypraw było zapoznanie się z miejscową kulturą i obyczajami. Jeden z posłów wyjeżdżał aż 11 razy, z czego trzy na Bermudy.

Wśród wypraw organizowanych w tym roku był wyjazd sześciu posłów Komisji Sprawiedliwości do Peru za 49 tys. funtów. Studiowali w Limie problem przemytu kokainy.

Przewodniczący Izby Gmin Michael Martin miał wydać w 2008 roku wraz żoną na służbowe wyjazdy zagraniczne 150 tys. funtów. Podróżowali zawsze pierwszą klasą i nocowali w pięciogwiazdkowych hotelach. Związek podatników domaga się wyjaśnień. – W czasach kryzysu takie wyjazdy nie są uzasadnione – powiedział poseł Partii Konserwatywnej Peter Bone, który odmówił udziału w parlamentarnych wyprawach.

[srodtytul]Polityczne samobójstwo[/srodtytul]

– To najgorsze, co polityk może zrobić w czasach kryzysu. W chwili, gdy firmy zwalniają pracowników lub zamykają fabryki, a ludzie tracą oszczędności, takie zachowanie ze strony polityków jest nie do przyjęcia – ocenia w rozmowie z „Rz” ekspert ds. wizerunku dr Eryk Mistewicz.

Jego zdaniem jest to równoznaczne z politycznym samobójstwem. – Z punktu widzenia komunikacji politycznej nie można zrobić niczego głupszego. Loty klasą biznesową i wyprawy na Barbados nie wpłyną na wizerunek pojedynczego europosła, ale dyskredytują unijny parlament jako instytucję. Ludzie tracą do niego szacunek – uważa Mistewicz.

Wizerunek PE jest już jego zdaniem nadszarpnięty. – Ludzie widzą użyteczność komisji, ale coraz bardziej wątpią w użyteczność europarlamentu – uważa. Większość europejskich liderów zrozumiała, że skromność jest w obecnej chwili atutem. – Politycy unikają organizowania eventów, mniej się afiszują. Możliwe jednak, że powaga sytuacji nie dotarła jeszcze do świadomości wszystkich. A kryzys gospodarczy to poważny problem – dodaje ekspert.

Kryzys zmusił Europejczyków do zaciśnięcia pasa. Bankrutują firmy, rośnie bezrobocie. Doszło do tego, że prezesi zaczęli latać klasą ekonomiczną. Tymczasem Parlament Europejski uchwalił nowe przepisy, które pozwolą wszystkim 736 unijnym posłom podróżować klasą biznesową zarówno na liniach europejskich, jak i transatlantyckich.

– To skandal, że pozwalają sobie na taki luksus w czasach kryzysu. Za to wszystko płaci europejski podatnik. Gdzie podziała się skromność? – pyta w rozmowie z „Rz” przewodniczący niemieckiego stowarzyszenia podatników Karl Heinz Däke. Jego zdaniem to zły sygnał w chwili, gdy wielu obywateli nie stać nawet na bilet na pociąg. – W czerwcu odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Przez takie rzeczy ludzie nie pójdą głosować. Większość obywateli Unii i tak ma już wrażenie, że stanowisko europosła służy wyłącznie do tego, by się jak najwięcej nachapać – uważa Däke.

Pozostało 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia